lis 26 2008

mydło - powidło, czyli słów kilka o psie,...


Komentarze: 0

Po powrocie od ciotki Romki, miałam nadzieję, że moje życie wróci na dawny tor przeszkód. miałam szkołę i własnego psa - charta borżoja.

jako, że mojego ojca cechował przerost formy nad treścią, chciał mieć nie tylko stylowe meble, kiczowate, kompletnie nie imające się stylu porcelanowe gołąbki i obite skórą
konie-przyciski do papieru, wybrał mi taką a nie inną rasę.

Współcześnie ludzie domagają się pewnego rodzaju symetrii, tolerancji dla odmienności,a zatem doprowadzenia zindywidualizowania jednostek do powszechnej akceptacji,
a zatem pozbawienia ich jakiejś indywidualności, jeśli zanadto zostanie ona upowszedniona.
W przypadku tolerancji już od czasów nowożytnych poszukujemy wspólnych płaszczyzn bycia taki samym - równym - kobiety są równe mężczyznom, biali-kolorowym, wszyscy są podobni wszystkim, a jednak wciąż wolimy na stanowisku pracy młode sekretarki od tych
starszych - doświadczonych, pudelka od szarego kundla, czy pana premiera niż panią premier.

Przez tyle lat nauczyłam się, iż pomimo tego że ciągle gonimy za równością, w życiu codziennym kierujemy się gustem, modą, upodobaniami, które de facto nie pozwalają
nam na równoważenie inności z powszechnością i zawsze znajdzie się masa jednostek, dla których pudelek znaczy więcej niż po prostu pies. Tylko czy aby czasem nie gubimy się w tym sami oraz nie narażamy się na śmieszność?

Czułam się inna od moich kolegów z podwórka,
chociaż nie różnił mnie kolor skóry czy to, że tak jak oni byłam człowiekiem. Ale nasze światy były zupełnie inne... zabawne, a przecież ów ustrój miał działać wedle
idei równości, równości kartek, zarobków czy mieszkania... smutne...

Chciałam mieć psa i miałam.... tylko, że to nie był pies, ale ten pudelek, piesek z wystawy - kolejna porcelanowa lalka do idealnie poukładanego świata pozorów
moich rodziców. Marzyłam o kundelku. O burym kundlu, który ganiałby z innymi psami, umorusałby mnie błotem na powitanie, szczekał, śmierdział i był wierny, prawdziwy,
nie malowany, który nie potrafi nawet butów zniszczyć.
Koniec końców doczekałam się, borżoja przejechało cudo techniki - mały fiat. Co za ulga... jednak rodzice nie chcieli już psa. W tajemnicy przed nimi trzymałam w poniemieckim, bezstylowym kufrze szczura.
Nazwałam go ogryzek i do tej pory uważam, że było to najpiękniejsze imię dla szczura,jakie możne nadać temu inteligentnemu zwierzęciu. Ogryzek nie tylko wprowadził remanent w mieszkaniu, obgryzając podczas pewnej ucieczki z kufra wszystko co się dało, na podwórku stałam się równa wszystkim tym pobrudzonym dzieciakom z ulicznej hałastry...

 

alfreda : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz